Na swoim portalu Maud Schwichtenberg pisze, że zarówno ona, jak i jej personel to doświadczona grupa miłośników zwierząt, zapewniająca wsparcie weterynaryjne, kochający dom, resocjalizację, specjalny park dla pasiaków w zamian oczekując tylko małego wsparcia finansowego. Niestety, rzeczywistość wygląda zupełnie inaczej...
W sobotę, 09 listopada, po raz pierwszy na teren pseudo hoteliku wchodzi Biuro Ochrony Zwierząt z Zielonej Góry razem z Policją, Fundacją Animal Rescue Polska, urzędnikami z Gminy Gubin, Dolnośląskim Inspektoratem Ochrony Zwierząt z Wrocławia oraz fundacją Tier Shutz Liga z Niemiec. To dwie hale i szklarnia, w nich boksy, w których mieściło się około 300 zwierząt, psów (jota w jotę do siebie podobnych) oraz kotów. W każdym boksie po kilka, kilkanaście psiaków. Szczeniaki, ciężarne suczki, lub te, które dopiero co się oszczeniły, dorosłe psy... Między nimi rodząca suczka, pogryzione psy z ranami kłutymi, zapaleniem uszu, spojówek i dróg oddechowych, zarobaczywione oraz niedowidzące kundelki z odgryzioną częścią pyska...
Kobieta nie panuje nad ich rozmnażaniem, nie ma zapewnionej opieki weterynaryjnej. Właścicielka tłumaczyła, że to nie są jej psy, bo prowadzi hotel dla zwierząt i pilnuje pupili pod nieobecność ich właścicieli. Tego dnia kobiecie zostaje odebranych około 30 psów, to najbardziej osłabione osobniki, szczenne suczki oraz szczeniaki. Prace trwają kilka godzin. Wieczorem zapada decyzja o przełożeniu kolejnych czynności do poniedziałku. Policja informuje właścicielkę, że reszta psów ma zostać, nie można ich nigdzie przewozić, pozbywać się ich.
11 listopada cała grupa wraca ponownie. Z nimi również ekipa portalu NewsLubuski.pl. Dołączył Powiatowy Lekarz Weterynarii, którego zadaniem jest przebadanie pozostałych 270 psów. Wyniki badania, weterynarze muszą przekazać do wtorku Głównemu Lekarzowi Weterynarii. W halach nie ma czym oddychać. Zwierzęta śpią na piasku, który poprzez aktywność psiaków unosi się w powietrzu. Zaczynają nas swędzieć oczy, brakuje oddechu. W hali nie można wytrzymać dłużej jak kilka minut. Psy są zarobaczywione, a cały personel to dwóch starszych mężczyzn i ona - Maud, przekonana, że przecież nic złego nie robi. Brakuje około 150 psiaków.
Jak się chwilę później okazało, zwierzęta zostały przewiezione pod osłoną nocy do ruin fabryki prochu Forst Scheunodo w miejscowości Brożek, oddalonej o około 30 km od Stargardu. Psy przetrzymywane były w starych salach biurowych. Kilka klatek nie zostało jeszcze przeniesionych ze starego busa. W nich kilka psiaków. Przy nich kolejny starszy mężczyzna, który poinformował nas, że pracuje za darmo, że pilnuje. Jest chętny do rozmowy, dopóki nie podchodzi do niego szefowa, Maud Schwichtenberg. Teraz już milczy.
Po kilku minutach pod hale w Brożku podjeżdża samochód na niemieckich numerach. To Andrea Schickentanz z biura weterynaryjnego Spree / Neisse Cottbus. Jak się okazuje, Maud Schwichtenberg jest jej bardzo dobrze znana. Pani Andrea nazywa ją "zbieraczką psów". Poprzez swoje czyny w rodzinnym kraju ma sądowy zakaz posiadania zwierząt. Tam również zostało jej odebranych kilkadziesiąt psów i kotów a ona sama została skierowana na badania psychiatryczne. Niemka prowadzi na terenie Niemiec również usługi małżeńskie i randkowe.
Nie są znane powody, dla których Maud Schwichtenberg trzymała tyle psiaków. Jedni mówią, że to choroba, inni wskazują czynnik zarobkowy, jeszcze inni, że może do restauracji, a nawet do aktów zoofilii. Na terenie posesji zostały znalezione akta dziewczyn w różnym wieku. Trwają przesłuchania. Kobiecie może grozić do 3 lat pozbawienia wolności.
https://newslubuski.pl/interwencje/7612-zbieraczka-psow-czyli-nielegalna-pseudohodowla-w-stargardzie-gubinskim.html#sigProId6bc66cbdaa
Fot. Wolontariusze/Facebook