Nieuzasadnione wezwania karetek to zmora ratownictwa

25 wrzesień 2018
Nieuzasadnione wezwania karetek to zmora ratownictwa Robert Górski

Nieuzasadnione wezwania pogotowia to prawdziwa plaga. Bywa, że numer alarmowy 112 blokują dzieci. Rodzice chcąc zyskać chwilę spokoju, dają dziecku telefon do zabawy. Najczęściej po pomoc medyczną dzwonią jednak osoby pod wpływem alkoholu.

Kilka dni temu do nagłego przypadku została zadysponowana karetka z Zielonej Góry. Wezwanie brzmiało bardzo poważnie. Mężczyzna twierdził, że jego znajoma spadła ze schodów.

"Z takimi urazami nie ma żartów - czytamy na profilu społecznościowym Roberta Górskiego, lekarza Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze. - Trochę już takich pacjentów widziałem. Niekontrolowany zjazd po schodach kończy się często krwawieniem wewnątrzczaszkowym, złamaniem kręgosłupa, pęknięciem śledziony i innymi stanami zagrażającymi życiu. Poszkodowani zatrzymują się czasami w niefizjologicznych pozycjach z przygiętą głową, co powoduje niedrożność dróg oddechowych i w konsekwencji niedotlenienie. Świadkowie zdarzenia boją się dotknąć ofiarę, aby „nie zrobić krzywdy”, więc musimy dotrzeć jak najszybciej, aby przerwać łańcuch następstw urazu prowadzących do śmierci.

Wołam ratowników medycznych do ambulansu(...). Dojeżdżamy do miejsca zdarzenia. Wbiegamy do zdewastowanej kamienicy na obrzeżach deptaka. Na korytarzu nie działa oświetlenie. Zapalamy latarki. Na schodach nikogo nie ma. Z drzwi na ostatnim piętrze nawołuje nas facet, który ledwo trzyma się futryny. Wchodzimy do mieszkania typu melina. W środku oczywiście bałagan. Puste butelki po alkoholu wymieszane na podłodze ze śmieciami. Ściany i powietrze przesiąknięte dymem tytoniowym. Na tapczanie leży nasza pacjentka. Oczywiście kompletnie pijana…

„No wreszcie jesteście” – rzuca nam na powitanie z szyderczym uśmiechem. Co jak co, ale nie można powiedzieć o niej, że jest nieprzytomna. Z zakamarków meliny wynurza się jeszcze trzech pijanych meneli. Nie, to nie bajka o śpiącej królewnie i siedmiu lubiących wypić i nie wiadomo co jeszcze, krasnoludkach. Panowie zaczynają się przekrzykiwać – „pomóżcie jej”, „ona jest ranna”, „chirurg musi ją zobaczyć”. Mieszanka paniki i wzruszającej troski o bliźniego…

Próbujemy zebrać wywiad. Pierwsza wersja jest taka, że pani Mariolka* przewróciła się na schodach 3 godziny wcześniej, uderzyła głową o stopień i krótkotrwale straciła przytomność. Kumple zaprowadzili ją do okolicznej przychodni, ale cała ekipa miała zostać stamtąd przegoniona.

Pytam, który z nich zadzwonił na 112 i dlaczego okłamał dyspozytora, że pani Mariolka jest nieprzytomna. Jeden z panów meneli z rozbrajającą szczerością odpowiada – „gdybym powiedział jak było naprawdę, to by karetki nie wysłano, a przecież Mariolka musi zobaczyć się z chirurgiem”. Kłamczuch ustalony, więc wyciągam służbowy telefon, dzwonię do dyspozytora i proszę o przysłanie radiowozu. Zgodnie z art. 66 kodeksu wykroczeń za wprowadzenie w błąd dyspozytora jest kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 złotych. W ostatnim czasie policjanci protestują i nie wypisują mandatów, więc pewnie skończy się na wniosku do sądu o ukaranie, no bo chyba nie na pouczeniu.

Badamy i mierzymy parametry pani Mariolce. Był upadek ze schodów, był uraz głowy z utratą przytomności, więc należy się przewóz do szpitala na obserwację i/lub tomograf komputerowy głowy, na który porządny obywatel czeka miesiąc, a który pani Mariolka będzie miała zrobiony „od ręki”. Jedziemy na SOR. Po drodze oglądam dokładniej kończyny naszej pacjentki i widzę, że ropień w okolicy nadgarstka raczej nie powstał w ciągu ostatnich 3 godzin. Dociskam pacjentkę kilkoma podchwytliwymi pytaniami.

„Powiem panu doktorowi jak na spowiedzi” – pani Mariolka zaczyna zmieniać pierwotną wersję wydarzeń. „Potknęłam się po pijaku na ostatnich trzech stopniach cztery dni temu i rozwaliłam ten nadgarstek. Chyba jest złamany”. Zaraz dodaje, że przytomności nie straciła i do żadnego lekarza wycieczki nie było. Przy okazji mówi, że nie ma stałej pracy i ubezpieczenia, bo „w Polsce nie opłaca się pracować, a do MOPS-u nie po drodze”. Na pytanie skąd ma pieniądze na alkohol, odpowiada - „z dorywczych prac na czarno i z tego co z kolegami zakombinujemy pod Biedronką”.

Po chwili dojeżdżamy na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Szpitalu Uniwersyteckim w Zielonej Górze. Tam pani Mariolka zajmuje miejsce na poczekalni w strefie zielonej, w której teoretycznie może oczekiwać około 6 godzin na badanie. Według późniejszej relacji personelu SOR, po około 15 minutach od zapisania w systemie, zjawia się jej kohabitant. Razem postanawiają opuścić szpital i rzucają na odchodne - „nie będziemy tyle godzin siedzieć i czekać nie wiadomo na co”. Do upragnionego spotkania „z chirurgiem” nie doszło…

Jeżeli zastanawiasz się, dlaczego czasami trzeba długo czekać na Zespół Ratownictwa Medycznego, bo „nie ma wolnej karetki”, to przypomnij sobie historię z naszym wyjazdem do pani Mariolki.

Za wprowadzenie w błąd dyspozytora medycznego i niepotrzebne wezwanie ambulansu grożą poważne konsekwencje. Odnosi się do sytuacji, w których wprowadzenie w błąd jest celowe.

* imię pani pacjentki zostało zmienione

** na zdjęciu 3 z 5 ambulansów systemowych stacjonujących w bazie Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego przy ul. Chrobrego 2 w Zielonej Górze

Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń ani nie zwraca materiałów niezamówionych. Zastrzegamy sobie prawo skracania i adiustacji tekstów oraz ich tytułów.

Na podstawie art. 25 ust.1 pkt 1b prawa autorskiego, wydawca wyraźnie zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów opublikowanych na portalu internetowym "NewsLubuski.pl" jest zabronione.

Jeżeli widzisz błąd na stronie, napisz do redakcji: NewsLubuski

Właścicielem portalu NewsLubuski.pl jest firma vGs

Media Społecznościowe

Top