Sprawa ma swój początek 25 sierpnia. Wówczas do dyrekcji szpitala w Sulechowie trafiło 21 wypowiedzeń od ratowników medycznych pracujących na kontrakcie. To pokłosie protestu ratowników medycznych, który prowadzono w całej Polsce.
Teraz po 3-miesięcznym okresie wypowiedzenia medycy odeszli z pracy. Do obsadzenia dwóch karetek zostało tylko osiem osób zatrudnionych na umowie o pracę. Wystarczy, że chociaż jedna przejdzie na zwolnienie lekarskie i już robi się problem.
Do pacjentów w Sulechowie i okolicach z pewnością coraz częściej będą wysyłani więc strażacy, zespoły pogotowia z Zielonej Góry czy też Świebodzina lub Lotnicze Pogotowie Ratunkowe.
"Pracujemy nawet po 400 godzin"
Sulechowskim ratownikom nie przysługiwały płatne urlopy, nie dotyczyły ich limity czasu pracy. Ponadto nadgodziny oraz dyżury nocne i świąteczne wynagradzane były tak samo jak podstawowy czas pracy.
- Pracujemy po 250, a nawet 400 godzin w miesiącu, aby godnie żyć - podkreślali w liście wysłanym do redakcji NewsLubuski.pl.
Za wszystko medycy musieli wykładać z własnej kieszeni. Mówimy tutaj zarówno o różnych kursach i szkoleniach, jak i samej odzieży roboczej.
Brak porozumienia
Po masowych wypowiedzeniach nie doszło do żadnego porozumienia z ratownikami medycznymi. W negocjacjach próbowało brać udział m.in. Starostwo Powiatowe w Zielonej Górze. Chęci dialogu nie było jednak ze strony dyrekcji szpitala.
Ratownicy medyczni apelują do swoich kolegów i koleżanek, aby solidarnie nieskładać ofert i niepodejmować jakiegokolwiek stosunku pracy w szpitalu w Sulechowie.
- Nie jest to Wasza życiowa szansa i nie będzie to wymarzone miejsce pracy. Nie bez powodu zwolniło się stamtąd 3/4 pracowników - czytamy na stronie Lubuskiego Porozumienia Ratowników Medycznych.
Przeczytaj też: Nocna i świąteczna opieka zdrowotna w Zielonej Górze. "Pogotowie ma problemy z obsadą"