Po raz pierwszy w województwie lubuskim w Szpitalu Uniwersyteckim w Zielonej Górze użyto kamizelki defibrylującej Life Vest. Dzięki niej pacjentka z poważną wadą serca może być uratowana przez automatyczne urządzenie monitorowane dodatkowo przez producenta i lekarzy.
- W badaniach okazało się, że ma duże uszkodzenie serca z frakcją wyrzutową na poziomie 30 proc., kiedy norma sytuuje się pomiędzy 60 a 70 proc. To ilość krwi, która opuszcza lewą komorę w każdym skurczu. Można powiedzieć, że jej serce osłabione było o połowę. Udało się nam uzyskać poprawę objawów tej niewydolności. Niestety, frakcja wyrzutowa pozostała dalej na niskim poziomie. Tacy pacjenci narażeni są na nagły zgon - wyjaśnia lek. med. Paweł Jesionowski, kierownik Klinicznego Oddziału Kardiologii zielonogórskiego szpitala.
W sytuacjach, kiedy uszkodzenie jest nieodwracalne, wszczepia się do serca kardiowerter defibrylator. Wtedy pacjent uzależniony jest od sztucznego urządzenia, które nosi w swoim ciele. - To wiąże się z pewnym ryzykiem powikłań. W sytuacjach, kiedy mamy do czynienia z przejściowym lub potencjalnie przejściowym uszkodzeniem lewej komory, dostępna jest technologia, która nazywa się kamizelką życia Life Vest firmy Zoll. Pełni ona funkcję defibrylatora zewnętrznego. Pacjent nosi taką kamizelkę i za pośrednictwem sieci komórkowej i internetu jest zdalnie monitorowany przez pracowników firmy dostarczającej sprzęt - tłumaczy kardiolog.
Podgląd pod to monitorowanie mają również lekarze z ośrodka, który opiekuje się pacjentem. To urządzenie zapewnia przeżycie tragicznego w skutkach zatrzymania krążenia, które może u takich osób nastąpić. Po prostu działa jak zewnętrzny defibrylator, który w krytycznym momencie uderza prądem w serce stymulując je do działania. Dzięki zaangażowaniu lekarza prowadzącego Krzysztofa Cyrana udało się szybko skontaktować z producentem urządzenia, w które wyposażona została pacjentka.
- Mamy nadzieję, że w czasie trzymiesięcznej obserwacji okaże się, że pod wpływem leków jej stan serca ulegnie poprawie i że uniknie wszczepienia kardiowertera defibrylatora na stałe w tak młodym wieku - dodaje Paweł Jesionowski. Jest to rozwiązanie pod względem logistycznym bardzo korzystne. Bo bez takiej kamizelki pacjentka musiałaby przebywać przez trzy miesiące na obserwacji. Przede wszystkim jednak zabezpiecza chorą i pozwala jej zdrowieć w warunkach domowych.
Takie kamizelki są już stosowane w USA i krajach Europy Zachodniej od lat. W Polsce dostępne są od niedawna i jeszcze wciąż stanowią nowość, do tej pory użyto ich ok. 20. Problemem jest brak systemowej refundacji i konieczność składania indywidualnego wniosku do NFZ z prośbą o pokrycie niemałego kosztu zabezpieczenia pacjenta.
Czytaj także - Szpital tymczasowy w Zielonej Górze ma coraz więcej pacjentów. "Brakuje anestezjologów"