- Otworzyłam ten dom, bo wiedziałam, że są osoby, które na to czekają – mówi Ewa Minge, która przyznaje także, że ciężka choroba i śmierć towarzyszą jej od wielu lat.
Chorowali jej bliscy począwszy od kuzynki, po ciocię i mamę, która po siedmiu miesiącach walki niestety odeszła.
- Widziałam jak osoby najbliższe mojemu sercu gasną, umarły na moich rękach. Sama też byłam poważnie chora. Nie dopuszczałam jednak myśli, że mogę umrzeć, bo myślałam przede wszystkich o synach, których samotnie wychowywałam i byłam za nich odpowiedzialna. Równorzędnie z rozpoznaniem u mnie choroby zaproszono mnie na pokazy mody w Paryżu. Pomyślałam sobie - dzieci trzeba wychować, do Paryża muszę pojechać, nie pozwolę na żadne umieranie.
- Całe lata miałam szacunek i podziw dla lekarzy i pielęgniarek, np. podziwiam to, czego dokonał Zbigniew Religa. Jednocześnie byłam osobą, która jest jak kolumna dając oparcie innym i do tego się przyzwyczaiłam. 3 lata temu kiedy powiedziano mi, że jestem na ten moment zdrowa, postanowiłam, że otworzę fundację. Tak też się stało i chcę teraz moje doświadczenia wykorzystać w zwartej, mądrzej działającej organizacji. Wiem jedno, że najważniejsze jest mieć komu powiedzieć o chorobie. Ludzie dowiadując się o wynikach, słysząc diagnozę są samotni, czują się przegrani jak po usłyszeniu wyroku. Często nie mogą sobie znaleźć miejsca. Rodzina odsuwa chorą osobę od wielu codziennych zajęć, żeby się nie męczyła, nie spociła itp., znajomi nie dzwonią, bo nie wiedzą co mają powiedzieć…
Nowotwór jest poważną chorobą, często przeraża sama jej świadomość, często zbyt późno stawia się diagnozę i podejmuje leczenie. Dlatego w Domu Życie tłumaczymy czym jest choroba, jak sobie z nią radzić. Spotykamy się i rozmawiamy z ludźmi chorymi, ale i zdrowymi. Często ludzie nie wiedzą gdzie zadzwonić, co zrobić po usłyszeniu diagnozy. Taki przypadek mieliśmy ostatnio, kiedy starsza kobieta kilka miesięcy po diagnozie nie umiała ruszyć z miejsca, ogarnęła ją niemoc, a wystarczyło zadzwonić, umówić się z lekarzem na wizytę. Oferujemy pomoc psychologa, porady prawnicze. Jesteśmy - jak to nazywam domem kultury dziennego pobytu dla chorych, ale i zdrowych. Zawiązują się tu przyjaźnie, razem śmiejemy się, płaczemy. Realizujemy marzenia naszych podopiecznych, zajmujemy im czas.
Ewa Minge jest duma i zadowolona z ludzi z którymi pracuje.
- Mam kompetentną kadrę, starannie dobraną, nie ma tu ludzi z przypadku, zarówno jeśli chodzi o specjalistów jak i wolontariuszy. Przychylne są dla nas władze Zielonej Góry, współpracujemy z zielonogórskim hospicjum, Uniwersytetem Zielonogórskim, lekarzami. Nawiązaliśmy też współpracę z innymi fundacjami np. z fundacją Pełną Piersią, która wspierać będzie nasze amazonki.
Projektantka znalazła sposób na zwrócenie uwagi poprzez siebie na swoją działalność.
– Na moim ciele pojawiły się tatuaże – motyle. Każdy jest dla mnie bardzo ważny, ma swoje imię i symbolizuje ważną dla mnie duszę.
Działacze fundacji mają wiele planów m.in. chcą prowadzić terapie grupowe, żeby chorzy zdali sobie sprawę, że choroba nie dotyczy tylko ich.
- Obecnie mamy lokum 500 metrów na deptaku, ale chciałabym wybudować kolejne ośrodki, myślę też o hospicjum domowym dziecięcym, którego nie ma w naszym województwie - dodaje Minge.
- Przede mną rozmowy z Urzędem Marszałkowskim, Urzędem Wojewódzkim i chciałabym pokazać, przekonać, że chodzi tu o pomoc ludziom, Lubuszanom, nie robimy nic dla siebie, tylko dla potrzebujących. Kocham lubuskie, bardzo dobrze czuje się w Zielonej Górze, w której mieszkam już wiele lat. Zwiedziłam świat, bywałam w wielu miejscach, ale to tu spotkałam bardzo przyjaznych ludzi. Skoro Zielona Góra tyle mi dała to ja muszę się odwdzięczyć.
Już dziś można przyjść po poradę i uzyskać zrozumienie i pomoc. Fundacja otwiera swoje podwoje od poniedziałku do piątku w godz. 10.00 – 18.00 przy ul. Stary Rynek 13 w Zielonej Górze.